poniedziałek, 12 lipca 2010

Paryz

No dobrze, nie wiem jak moge w krotkim czasie i ograniczonym miejscu opisac nasze wakacje w Paryzu. Bylismy tam tylko dwa tygodnie a wydaje sie jakbysmy tam spedzili pol zycia. Przy odlocie czulismy, ze chetnie bysmy tam spedzili i druga polowe.
Wyprawy za granice to so urodzinowe prezenty dla Kenusia i okazja by zobaczyl, ze swiat nie konczy sie na Stanach Zjednoczonych. Taka perspektywe niestety ma wielu Amerykanow wiec chcemy by nasz chlopak byl nieco bardziej swiadomy tego co sie dzieje poza granicami jego kraju by sie nauczyl, ze sa rozne racje, rozne poglady, rozne interpretacje historii... po prostu chcemy mu pokazac roznorodnosc zycia. Watpie by pamietal jakie dostal prezenty, a wiem, ze doskonale pamieta gdzie spedzil kazde jedne urodziny.
No i nie to, ze robimy to tylko dlatego, ze jestesmy takimi wspanialymi rodzicami. My tez lubimy podrozowac i zwiedzac ciekawe miejsca. 
Wybor Paryza nie byl trudny bo Kenus uczy sie pilnie (przynajmniej tak nam sie wydaje) francuskiego i bardzo ten jezyk lubi. Na dodatek slyszelismy, ze Francuzi, a w szczegolnosci Paryzanie wcalce nie chca sie porozumiewac po angielsku i co wiecej sa bardzo niesympatyczni dla tych co nie wladaja idealna francuszczyzna. Pomyslelismy wiec sobie, ze to bedzie dobra motywacja by Kenneth cwiczyl swoja wymowe i akcent. Od razu chce napisac, ze te opinie o Francuzach sa bzdurne. Przez dwa tygodnie nie mielismy najmniejszych problemow. Ludzie byli nieprawdopodobnie sympatyczni czy w stosunku do Kenusia, ktory dzielnie gadal po francusku, czy do nas, ktorzy poza "merci" malo co wiecej sa w stanie z siebie wydusic. Mnostwo osob mowi po angielsku i chetnie sie na angielski przestawia, a jak nie to staraja sie dogadac z duza iloscia dobrego humoru i machania rekami. 

Do tej pory nasze zagraniczne podroze znaczyly hotel. Ja hoteli  nie lubie. Hotele tylko sprawiaja wrazenie wygody. Zeby sie napic zwyklej herbaty trzeba sie wybrac to restauracji lub kawiarni. To znaczy, ze trzeba sie przebrac, uczesac - po prostu czysta tortura. Kilka miesiecy wczesniej przeczytalam w gazecie, ze  mozna wynajac mieszkania w bardzo latwy i bezpieczny sposob. I tak to poznalismy Maxima, przemilego czlowieka, ktory na dwa tygodnie odstapil nam swoje kawalerskie (oj, kawalerskie!) mieszkanko, dwa pokoje z kuchnia. Dobrze bylo miec pralke, lodowke, kuchenke,  - naprawde dobrze.  Budynek, w ktorym mieszkalismy jest bardzo blisko metra, sklepu, piekarni (liczba mnoga), rzeznikow, restauracji, barow i warzywniaka. Na dodatek dwa razy w tygodniu na poprzecznej ulicy sa niesamowite targi z warzwami, owocami, rybami, serami i ciuchami. Ja bylam w siodmym niebie a i  nawet chlopaki przyznaly, ze takie mieszkanko bije hotele. Wieczorami bywalo troche na ulicy glosno bo wydaje sie, ze nie wszyscy w Paryzu w nocy spia - dziwny narod. Nie przychodzi im tez do glowy, ze moga byc w okolicy jacys turysci, ktorzy chca sie odespac, choc troche odespac, po dniu pelnym wrazen.
No to teraz o zwiedzaniu Paryza. Zaczne od tego, ze paryskie metro jest niesamowite. No dobrze, przydalaby mu sie moze klimatyzacja, ale bylo bardzo upalnie, wg Maxima, o wiele upalniej niz normalne lata. My w kazdym badz razie nawet przez moment nie myslelismy o wypozyczaniu samochodu bo i po co. No dobrze, metro nie jest idealne bo maszyny do sprawdzania biletow czasem nie chca przepuszczac nawet na nowiusienki bilet. W koncu sie wkurzylismy i przykladem tubylcow raz przeskoczylismy bramke. To musial byc widok, pani 50+ lat przeskakuje przez barierke w metrze.
Nie wiem czy jest na prawde sens pisac o wszystkich zabytkach, ktore zwiedzilismy: Louvre, Wieza Eifla, Wersal, Notre Dame, d'Orsay, Saint Chapelle (to bylo odkrycie!!!), Panteon itd., itd. Te zabytki przeciez kazdy kto byl w Paryzu zna. Napisze tylko, ze w glowach nam sie od nich krecilo, nogi bolaly a i tak wszystkich nie udalo nam sie zobaczyc i do konca nie bylismy nasyceni. Zupelnie nie rozumiem dlaczego paryskie muzea nie sa otwarte w sezonie turystycznym 24 godziny na dobe. 
No a francuska kuchnia... oj byla znakomita. Do konca zycia bede wspominac, a chlopaki beda mi zazdroscic deseru, ktory mialam w restauracji na ostatnim pietrze wiezowca w Montparnasse. To byly truskawki, maliny i jagodki w syropku z pieprzykiem szechuan. Niebo w gebie. 
Nie pisalam jeszcze o pieknych paryskich parkach z setkami biegaczy. Albo o tym jak sie wspinalismy na kazdy zabytek, w ktorym tylko byly schody do wspinania. No dobrze, przyznam sie, ze na Eifla wjechalismy winda, ale Janek znalazl wykret, ze go boli stopa wiec zwale na niego, ze bylismy tacy leniwcy.  Nie pisalam tez, ze Paryz jest drogi. Niby dolar stoi dobrze, ale ciagle ceny wydawaly nam sie znacznie wyzsze niz w Stanach. Natomiast bardzo nam sie podobalo, ze do wszystkich zabytkow wpuszczali mlodych ludzi ponizej 18 lat za darmo. (We Wloszech tylko dzieci obywateli EU mialy darmowe wejscia a i to nie wszedzie). Nie pisalam o tym jak ladnie ubieraja sie paryzanki i jak generalnie dbaja o siebie. Milo bylo popatrzec na mode, nie krzykliwa, ale elegancka z pewna doza swobody. Natomiat zaskoczona bylam iloscia bardzo utytych. Z poczatku myslalam, ze moze turystki ze Stanow czy UK, ale niestety wiekszosc z nich rozmawiala po francusku. Nie pisalam, ze odnioslam wrazenie, ze czarni we Francji wydaja sie o wiele bardziej zadowoleni z zycia niz czarni w Stanach. Czy to dlatego, ze we Francji to sa emigranci a w USA potomkowie niewolnikow? No i nie wspomnialam tez, ze spoleczenstwo francuskie wydaje mi sie bardziej zintegrowane niz amerykanskie. Bylam zaskoczona iloscia emigrantow w Paryzu i tym, ze praktycznie wszyscy porozumiewali sie nawet miedzy soba po francusku. W Stanach sa cale dzielnice miast, w ktorych ludzie nie mowia po angielsku.

No i nie pisalam, ze Kenus w Paryzu przklul sobie uszy.
Do tego jest dluzsza historia, o kolczyku, czy kolczykach rozmawialismy kilka razy. On niby mial na nie ochote ale sie wahal. Ja mu zawsze mowilam, ze dziury w uszach zarosna, a jak sobie sprawi tatuaz (nie to, ze go to kusilo) to bedzie mial klopot jak mu sie znudzi. Nawet sie z Jankiem zalozyli jak Kenus nie zrobi tatuaz do 16-go (czy 18-go, nie pamietam) roku zycia to Jas mu bedzie wisial swoja wyplate. Jak Kenneth przegra to jego pierwszy czek idzie do naszego banku. 
Kenneth nie chce tatuaza ale jak natknelismy sie na miejsce gdzie dziurawili uszy to postanowil byc dzielny. Zapytal mnie tylko jak bardzo to boli na co odpowiedzialam, ze jak zastrzyk, czyli prawie wcale. No wiec zaplacilismy. Chyba nas facio polubil bo w miare rozmowy cena spadala choc mi nawet do glowy nie przyszlo sie targowac. Wyslal nas do gabinetu gdzie inny mlody i bardzo 'podziurawiony' czlowiek zabral sie za Kenusia. Slownictwo ze swiata kolczykow i tatuazy jest Kenusiowi raczej obce wiec trudno nam sie bylo porozumiec az w koncu facio zapytal nas czy mowimy troche po angielsku. Buzia mu sie rozjasnila jak sie dowiedzial, ze tak (to niby byl ten kolejny nadety francuz, tak?). W glowie sie nie miesci ile bylo cyrku przy przygotowaniach. Myl rece ze dwa razy, zmienial rekawiczki ze trzy, sprawdzal jakies instrumenty po czym wyciaglnal... igle. Ja mam w uszach w sumie 6 dziur robionych w trzech rzutach i dwoch roznych krajach. Nikt mi tego nie robil igla! Biedny Kenus po pierwszej dziurce powiedzial szeptem, ze on sie ze mna policzy. 
No ale ma kolczyki i jest calkiem z siebie dumny. Ciekawe co on bedzie najlepiej pamietal z Paryza.
Te pare zdjec, ktore zalaczylam nie sa wcale reprezentacyjne. Nie mialam czasu zdjec posortowac i wybrac lepszych. Zlapalam wiec jakies, ktore sie nadaja nieco do pokazania.


Paryz - podsumowanie w skrocie:
  • po zwiedzeniu Wersalu rozumiem dlaczego wybuchla rewolucja
  • siedzenie godzinami przy jednej filizance kawy i malej buteleczce wody to jest sztuka, ktora nam Amerykanom jest zupelnie obca
  • rewolucja francuska to swietny przyklad na to, ze nic na swiecie nie jest czarno-biale
  • Mona Lisa ciagle na mnie nie robi wrazenia
  • Paryzanie potwierdzili moje glebokie przekonanie, ze ludzie wszedzie sa mili jak sie traktuje ich z szacunkiem 
  • ciagle nie wiem czy Pei nie zwariowal jak zainstalowal piramidy w Luwrze
  • miejska komunikacja jest jednym z najlepszych wynalazkow cywilizacji
  • przy odpowiedniej dozie ruchu nawet paryskie bagietki nie tucza
  • zeby dobrze postudiowac Louvre, trzeba przyjechac do Paryza na rok i wykupic bilet na tenze rok
  • drzewa na ulicach miasta to blogoslawienstwo
  • jesli sa jakies dinozaury, ktore jeszcze uzywaja film, niech nie jada do Paryza. Nie wyobrazam sobie ile rolek filmu by poszlo w takim miescie. To bylaby czysta bankrupcja.
  • wielkie super markety to zmora - niech zyja male sklepiki
  • czy Paryz ma jakiekolwiek pojecie o recycling?
  • Paryz jest jak na razie jedynym miastem (a widzialam miast kilka w swoim zyciu), w ktorym bym mogla i chciala mieszkac. No dobrze, moze i w Vancouver, ale to tylko dlatego, ze tak blisko jest z miasta do Natury
  • nawet francuzki tyja