niedziela, 28 listopada 2010

Swieto Dziekczynienia


W Stanach to chyba najbardziej celebrowane swieto bo
a) jest swieckie wiec moga je obchodzic Muzulmanie i Buddysci i Chrzescijanie i Zydzi itd.
b) zawsze wypada w czwartek wiec jest duzo czasu by odwiedzic rodzine na drugim koncu kraju.
Ruch na drogach jest niesamowity, lotniska sa zatloczone i nawet autobusy i pociagi maja komplety pasazerow. Czyste szalenstwo, nic tylko zamknac sie w domu, nigdzie sie nie ruszac, objadac sie i ogladac telewizje. 
Obowiazkowa potrawa jest indyk pieczony do perfekcji, lub nie, w zaleznosci od talentow kucharza. Poza tym bataty, kartofle, i inne warzywa, szarlotka lub kruche ciasto z dynia. Kolejna tradycja jest ogladanie meczy amerykanskiego footballa podczas gdy panie domu gotuja. To dopiero sprawiedliwosc. 
Swieto, niby jak dozynki, to jest celbracja pierwszego roku kiedy to jedni z pierwszych bialych osadnikow na tym kontynencie przestali padac jak muchy z glodu.  Malo sie o tym mowi, ale zrodla historyczne potwierdzaja, ze byla to grupa ludzi zupelnie nie majaca pojecia o rolnictwie, polowaniu, czy hodowli. Byly to mieszczuchy marzace o zalozeniu raju na ziemi gdzie czlonkowie grupy mogliby sie modlic na swoj sposob a ich dzieci bylyby z dala od zgubnych wplywow nawet juz wtedy bardzo liberalnych Holendrow. Jest sporo propagandy jak to oni niby byli przesladowani w Europie, ale wydaje sie, ze to raczej oni byli malo tolerancyjni. Rzeczywistosc w wymarzonym raju okazala sie jednak brutalna. Bez umiejetnosci rolniczych pielgrzymi umierali z glodu i chorob, ktore dobrze odzywiony organizm zwalczylby bez problemu. Gdyby nie okoliczni Indianie, wszyscy by wymarli. To jest to co my celebrujemy tylko, ze w miedzyczasie pozbylismy sie wiekszosci Indian, ktorzy uratowali zycia przyszlych swoich katow ale to juz 'drobiazg'.

Kilka lat temu, zamiast objadac sie w domu, postanowilismy objadac sie na campingu, a zamiast gapic sie w telewizor, podziwiac jak indyk piecze sie powoli nad ogniem. Bardzo nam sie to spodobalo i czesto wspominalismy te przygode. W tym roku postanowilismy zrobic podobny wypad. 

Pierwszy punkt programu to naprawic nasz duzy i przez to ukochany acz zaniedbany 5-osobowy namiot. Wcielo do niego kijki i jakos przez ostatnie dwa, moze nawet trzy lata nie moglismy sie zebrac by kupic nowe. W miedzyczasie przestali produkowac ten model wiec teraz oczywiscie kijkow do niego nie da sie kupic. Kupilismy wiec kijki do przyciecia, gumke by je zlozyc do kupy i dwie godziny pozniej mielismy znowu dzialajacy namiot. Smiechu i zabawy bylo przy tym mnostwo - nie ma to jak robic cos wespol w zespol. Bardzo bylismy z siebie dumni bo tak dobry nowy namiot jak ten odratowany kosztowalby majatek a i szkoda by bylo tego wyrzucac. No niby moglibysmy spac w naszym malym namiocie, ale w koncu to swieta, nalezy sie wiec troche luksusu.

Wiekszosc dan przygotowalalm w domu by na campingu tylko je odgrzac no i upiec indyka. Udalo mi sie znalezc malutkiego jak na amerykanskie warunki indyka (tylko 3.75kg) i na dodatek hodowanego ekologicznie.



Troche pozno wyjechalismy z domu wiec balismy sie, ze indyk nie bedzie gotowy przed zachodem slonca. Pierwsza rzecz to bylo ropzpalic ognisko chlopaki szybko sie z tym sprawily i pare minut pozniej indor byl nadziany na rozen.
O dziwo camping byl praktycznie pelny choc chyba tylko my robilismy calego indora.

Jas zrobil rozno wlasnie na tego typu okazje a w tym roku nawet doczepil silniczek bysmy sie zbytnio nie przemeczyli. Dzialalo to znakomicie i indyk byl gotowy w rekordowym tempie.

Warzywka przygotowalam dzien wczesniej w domu i tylko trzeba je bylo podgrzac.











Podczas gdy indor krecil sie na roznie my zabralismy sie za rozstawianie naszego kolosalnego namiotu. Nie jestesmy przyzwyczajeni do takich luksusow. Jest w nim nie tylko duzo miejsca na nasze lokcie ale od biedy na nasze cale, wyprostowane postury.

Nowe kijki sprawdzily sie na medal, namiot sie nie zawalil,  wiec jestesmy z siebie bardzo dumni i bladzi.














Ten indyk tylko wyglada jak duzy kurczak. Tak smaczny nam jeszcze chyba nigdy nie wyszedl. Polewalismy go - no dobrze, Kenneth go polewal - caly czas by piers nie wyszla za sucha. I sukces. Indor byl soczysty i mial pyszny wedzony smaczek.










Przez zoladek do serca.
Warto bylo sie napracowac za taki slodki uscisk. Wyraznie chlopakom wszystko smakowalo.














Deser to w duzej czesci zasluga Kenusia. On fachowo zrobil ciasto a ja dyniowo-jablkowa nadziwke z korzennymi przypawami. W swieta mozna sobie pozwolic na niejaka rozpuste.













W namiocie mozna bylo sciagnac puchowe kurtki i pograc w makao. Wydaje sie, ze to jest teraz nasza ulubiona gra.














Na szczescie mamy bardzo cieple spiwory bo w nocy zlapal mroz. Juz od paru dni temperatury nad ranem schodza ponizej zera.









Nad ranem szopy pracze buszowaly po naszym kampowisku, podeszly tak blisko do namiotu, ze moglabym je dotknac. Pozniej dorwaly sie do schowka, gdzie trzymalismy smieci. Zamek byl tam slaby i drzwiczki sie nieco uchylaly, a te stworzonka maja sprytne lapki. W smieciach nie bylo nic do jedzenia choc zapachy byly kuszace. Jak wyszlismy z namiotu czekalo nas nieco sprzatania bo poszarpaly torbe na smieci i papiery i oczywiscie zostawily balagan.

Swieto Dziekczynienia to nie jest tylko wielka obzerka. To jest czas na zastanowienie sie jak wiele mamy darow w zyciu i jak czesto ich nie doceniamy i nawet nie dostrzegamy. Latwo jest czuc wdziecznosc za to co jest nam mile, jest znacznie trudniej docenic te momenty, ktore nas testuja. W tym roku bylo takich momentoz znowu duzo ale staramy sie na nie patrzec jak na lekcje, ktorych musimy sie nauczyc by moc isc dalej. Za mozliwosc nauki jestesmy wiec wdzieczni choc nie bede ukrywala, ze niektorych lekcji wolalabym nie brac.

Natychmiast po swiecie otwieraja sie sklepy, niektore nawet o polnocy i tlumy ludzi z obledem w oczach szukaja przecen. To jest wrecz test na to jak stoi gospodarka w Stanach. My nidgy w tym szalenstwie jakos nie mielismy ochoty brac udzialu i w tym roku tez unikalismy zatloczonych sklepow. Lesna cisza byla bardziej kuszaca.