poniedziałek, 5 grudnia 2011

Maraton zaliczony

No dobrze, wreszcie sie zbiore by cos napisac. Prawdziwy motyw zapewne jest taki, ze chce pozadzierac nosa bo w niedziele zaliczylam maraton. Dla mnie to jest wielkie zdarzenie, poniewaz rejestrowalam sie juz szereg razy i za kazdym razem byla jakas awaria w Polsce i musialam leciec. Tym razem nic sie powaznego nie stalo poza tym, ze ostatni miesiac mojego treningu byl fatalny. Nie wiem dlaczego stracilam motywacje, moje biegi zrobily sie krotkie a mimo to bardzo meczace. Zgodnie ze wszystkimi radami fachowcow nie powinnam byla dac rady przebiec tych 42 km (26.2 mil). Znajomy, ktory przebiegl ten maraton w zeszlym roku poradzil bym na przemian biegla i szla i w ten sposob zapewnila sobie dotarcie do mety. Jest to standardowa technika wielu osob wiec pomyslalam sobie, ze dlaczego nie. W koncu nie planowalam bic rekordow. 

Trasa maratonu
Trasa tego maratonu wiedzie z miejscowosci Folsom do Sacramento, ktore jest stolica stanu Kalifornia. Jest to falisty kurs, ktory snuje sie przez urocze podmiejskie tereny i konczy sie przed budynkiem stanowego parlamentu. Ja nie lubie plaskich tras wiec ta, nieco pagorkowata bardzo mi odpowiadala. 

O 5-tej rano autobusy zabraly nas z hotelu, ktory jest blisko mety do miejsca startu. Tak sie jakos stalo, ze kierowca zabladzil i wyladowalismy na cichym i spiacym jeszcze osiedlu. Na kazdym skrzyzowaniu byl znak stopu a hamulce naszego i zapewne reszty autobusow, ktore za nami jechaly, potrwonie piszczaly. Wyobrazam sobie so mieszkancy tego osiedla sobie mysleli w ten ladny niedzielny poranek.
W koncu jakos dojechalismy na miejsce choc nie obylo sie bez GPS-a na telefonie. 

Budynek parlamentu stanu Kalifornia i meta maratonu
Prognoza pogody przepowiadala zimny dzien (switem 0C), slonce i jedyna niewiadoma byly wiatry, ktore jeszcze w sobote wialy na potege. Jednak chyba bogowie wiatrow mieli litosc nad 9 tysiacami maratonczykow bo dzien byl wyjatkowo spokojny.

Biegniecie w takiej masie ludzi na poczatku nie jest latwe bo trzeba sie dopasowac to tempa tych wokolo. Ja liczylam, ze jak dobrze pojdzie to dobiegne do mety w 5 godzin, choc nie wykluczylam, ze moze byc 5:15 lub nawet 5:30. Tak czy inaczej nie spieszylo mi sie, bo wiedzialam jak bardzo bylam niedotrenowana i ze bardzo latwo jest sie wyproc z energii na samym poczatku. 

Atmosfera na trasie byla wspaniala. Ludzie z okolicznych domow powychodzili na ulice i zachecali do biegu. Dzieciaki wystawaly lapki by w nie klepnac (nie minelam ani jednego), co jakis czas byla muzyka albo z glosnikow, albo na zywo. Przez czas jakis bieglam i rozmawialam ze strazakiem, ktory mial w planie przebiec caly maraton wyposazony jak to pozaru; w sumie niosl na sobie dodatkowe 25kg! 

Kilometry lecialy dosyc szybko. Aktualnie gdzies mi wcielo z 5-6km i jak sie obudzilam bylam znacznie dalej niz myslam. Bylam tez zaskoczona, ze nic mnie nie bolalo, i jak malo bylam zmeczona. Kolo 36km to wszystko sie zmienilo. Zaczelam czuc skurcz w obu lydkach. Pare lat temu miewalam takie skurcze w nocy i pamietalam, ze jak napielam lydke to udawalo mi sie im zapobiec. W czasie biegu to nie jest latwe, ale nie mialam wyboru. Skurcz by mnie zmusil do zatrzymania a do tej pory bieglam non-stop i na prawde chcialam przebiec cala trase. Ja nigdy nie laduje na piecie jak biegne ale teraz musialam i jakos to pomoglo.
Kolo 38km jakis pan zaczal klaskac i krzyknal do mnie, ze skoro moge sie ciagle usmiechac na 38-ym kilometrze to moze powinnam przyspieszyc. Nawet nie wiedzialam, ze sie usmiecham ale na prawde poza bolem w lydkach i stopach nic mi nie dolegalo wiec dlaczego nie? 

Ostatnie dwa kilometry byly trudne. Dopiero pozniej sprawdzilam na moim GPS-ie, ze sporo przyspieszylam. 

Kazdy, kto ukonczyl maraton dostal taki medal
Moj czas: 4 godziny 19 minut 50 sekund. Jestem absolutnie zaskoczona, bo nie planowalam takiego wyniku nawet gdyby trening mi poszedl dobrze. 
O dziwo nie bylam bardzo zmeczona. Oczekiwalam, ze bedzie znacznie gorzej.  Nogi nieco bolaly i dosyc szybko zaczely sztywniec, ale bylam w stanie chodzic bez wiekszych problemow. 
Poza meta byly rozstawione namioty z jedzeniem i piciem dla biegaczy. O ile bylam w stanie pic to po dwoch kesach banana zrobilo mi sie niedobrze wiec zrezygnowalam z jedzenia. Dopiero wieczorem zrobilam sie glodna i bylam w stanie zjesc obiad.

W domu czekaly na mnie balony i 26 roz, jedna roza za kazda przebiegnieta mile. 

Na drugi dzien nogi mialam jak z kamienia ale po 2-3 godzinach jakos doszly do normy.


(Przepraszam za bledy i literowki, ale bardzo sie spiesze i nie mam nawet czasu tych wypocin przeczytac, a chcialam sie pochwalic.)