poniedziałek, 13 grudnia 2010

Kalifornijska zima za pasem i ponownie impresjonisci


Mielismy wybrac sie wybrac w przyszly poniedzialek na rakiety sniegowe ale jest spore ocieplenie a ganianie w rakietach po mokrym sniegu nie jest zabawne. Co wazniejsze Kenneth ma sporo egzaminow koncowych wiec przenieslismy wycieczke na niedaleka przyszlosc. Nie mam wiec jak na razie zimowych zdjec ale chce podzielic sie zdjeciami z mojego porannego biegu w tygodniu. Bylo nieco deszczowo, bardzo pochmurno - nie zupelnie wyjsciowa pogoda, ale w taka pogode najlepiej jest lapac kolor na zdjeciach. Mamy bardzo dluga jesien, dosyc ciepla i wyjatkowo kolorowa. No dobrze, moze co roku jest taka kolorowa i co roku wydaje mi sie, ze koloru jest wiecej.
Zapewne do Swiat wszystkie liscie juz spadna, ale poniewaz niektore krzaki i drzewa juz zaczynaja kwitnac, nie bedzie ponuro.

Z innych ciekawostek, wreszcie Kenusiowi zdjeli aparat zebowy wiec ma ladne, rowne zeby. Dla niego to duza ulga bo meczyl sie z tym aparatem przez szereg miesiecy.

W sobote Kenneth mial kolejna sesje Dungeons and Dragons. Niestey chyba stracimy jednego uczestnika a trudno bedzie dokoptowac kogos nowego w srodku gry. Chlopaki maja duzo zabawy a gra robi sie coraz bardziej skomplikowana i wymaga coraz wiecej myslenia i pracy zespolowej. To jest bardzo fajana grupa chlopakow. Niektorych znamy juz od lat, niektorych widujemy tylko od czasu do czasu na innych zajeciach dla samoukow. Kazda sesja trwa kilka godzin wiec ja mam wolny czas.

Tym razem musialam sie zajac wymiana telefonu komorkowego, niby prosta rzecz, a zajela sporo czasu. Moj stary telefon przestal byc uzywalny, ja sie podsmiewalam, ze mial czkawke, bo po prostu zacinal sie, czasami na wiele minut wiec w koncu sie zebralam i wymienilam go na nowy, tym razem najnowszy iphone. To jest niesamowita zabawka. Bede mogla wreszcie bez cudow dostawac sie do swojej poczty elektronicznej i internetu ale to jest nic. Oprogramowanie tego telefonu jest nieprawdopodobne, wiele programow darmowych To jedna z tych rzeczy, ktorej przydatnosci sie nie docenia dopoki sie jej nie ma.



No i wreszcie kilka slow o drugiej czesci wystawy impresjonistow. W sierpniu bylismy na pierwszej czesci wystawy obrazow z Muzeum d'Orasy wiec oczywiscie wybralismy sie na czesc druga. Tym razem oczy cieszyly malunki Van Gogha, Moneta,
Gaugina, Seurata, Signaca i wielu mniej nam znanych acz bardzo ciekawych artystow. To jest prawdziwie wielka przyjemnosc stac krok od dziel, ktore tyle razy widzielismy w ksiazkach czy w telewizji. Niektore, szczegolnie te Van Gogha, wygladaly jakby byly malowane zaledwie kilka minut temu, jakby farba byla na nich ciagle mokra. 
Zaskoczeni tez bylismy jak bardzo zroznicowany byl zroznicowany ruch impresjonistyczny od obrazow calkiem realistycznych, po niemal abstrakcyjne. Kupilismy wiec gruby przewodnik po wystawie by sie poduczyc.
Kenneth jak zwykle wolal ogladac wystawy sam. Czasem wydaje mi sie, ze pedzi za szybko i nic nie widzi, ale pozniej w rozmowie okazuje sie, ze nie tylko widzial wszystko i czytal podpisy ale i zapamietal duzo. Po zrobieniu pierwszego przegladu na ogol wraca by sie podzielic wrazeniami lub pokazac cos co zwrocilo jego uwage. 

W przyszlosci czeka nas wiecej wystaw: sztuka Olmekow, Picasso i wystawa fotograficzna krajobrazow od bardzo starych z XIXw do wspolczesnych ale to dopiero w przyszlym roku. Teraz czekaja nas przygotowania swiateczne.