wtorek, 17 sierpnia 2010

Leniwi Impresjonisci i Clouds Rest (3025m)

Impresjonisci zawsze mocno podkreslali jak wazne jest by wyjsc ze studio i malowac w naturze by zlapac te prawdziwa gre swiatla i cienia. Targali wiec ze soba stelarze i pedzle, rozstawiali je w polach i przy drogach. Zawsze mnie zastanawialo dlaczego prawie nigdy sie nie wybierali w gory, gdzie byloby tyle wspanialych tematow do malowania. Nasza ostatnia wyprawa to mi nieco wyjasnila. Ale po kolei. 

Muzeum D'Orasy w Paryzu slynie z wspanialej kolekcji malarstwa impresjonistycznego. W tym roku jednak czesc galerii jest zamknieta z powodu renowacji a obrazy na ten czas polecialy do... San Francisco. No wiec oczywiscie postanowilismy zobaczyc to, co wywiezli z Paryza. Zarezerwowalismy bilety na wczesnie rano ludzac sie, ze moze ludzie nie beda sie pchali takim switem do muzeum. No to mylilismy sie bardzo, tlumy byly spore bo przeciez prawie wszyscy kochaja impresjonizm. Niestety nie wolno bylo robic zdjec (pod tym wzgledem D'Orsay jest bardzo w tyle za Luwrem czy British Museum) wiec nie mamy fotek ale mamy mnostwo wrazen. Co ciekawsze, we wrzesniu przylatuje druga czesc wystawy.

Po wystawie mielismy we trojke pojechac do Yosemite ale w ostatniej chwili Janek musial zrezygnowac - praca... a juz byl spakowany. No wiec stanelo na tym, ze pojechalismy we dwoje z Kenusiem bo i tak bylo za pozno by odwolac rezerwacje, ktore zrobilismy kilka tygodni temu. Naszym celem byl szczyt Clouds Rest, ktory jest wyzszy od Half Dome o ponad 300m. Ja bylam na Clouds Rest z czterema znajomymi rok temu i szlak tak bardzo mi sie podobal, ze musialam pochwalic sie moim chlopakom. Stanelo na tym, ze pochwalilam sie tylko jednemu wiec zapewne czeka mnie kiedys jeszcze jedna wyprawa by i Jas zobaczyl to cudo. Po szlaku na Half Dome to jest moja ulubiona wspinaczka.

Nocowalismy tuz poza granica parku bo w wakacje znalezc miejsce w Yosemite graniczy z cudem. Wyruszylismy dosyc rano by sie wyrobic przed popoludniowym sloncem i mozliwymi burzami.

Jeszcze miesiac temu ten strumien byl do kroku wysokiego mezczyzny. Teraz woda milosiernie opadla i wszystkie strumienie mozna bylo przejsc sucha noga lub przeskoczyc.

Bardzo szybko szlak z plaskiego magicznie zmienia sie w bardzo stromy i kamienisty. O ile w zeszlym roku te trzy strome kilometry pokonalam bez problemu o tyle w tym roku myslalam wrecz by zawrocic. Prawda, ze szlismy o wiele szybciej niz ja wtedy z kolezankami, ale to chyba nie w tym byl problem. Bylo mi bardzo trudno przystosowac sie do wysokosci. Szlak zaczyna sie na 2500m (wyzej niz Rysy) i czuje sie, ze tlenu jest mniej. Zaczelo mi sie krecic w glowie, czulam duzy, pulsujacy bol i swiat mi w oczach plasal.  Z jednej strony nie wyobrazalam sobie bym mogla dalej isc, z drugiej nie chcialam sie poddac szczegolnie, przy Kenusiu. Staram sie mu zawsze pokazac, ze nie warto sie poddawac choc z drugiej strony chce tez go nauczyc rozwagi. Pomyslalam, ze dojde do grani i jak mi to nie przejdzie to zawroce bo w takim stanie nie bylo mowy bym pokonala ostatni odcinek, ktory jest bardzo stromy, bardzo waski ze spadkiem po kilkaset metrow po obu stronach.
Pozniej sobie tez uswiadomilam, ze od przebudzenia sie praktycznie nic nie pilam. No to nie bylo madre. Na grani troche odpoczelismy, ja wypilam polowe zapasow mojej wody i poczulam sie lepiej. Bol glowy nie przeszedl az do konca dnia ale przynajmniej nie krecilo mi sie przed oczyma.
A co to wszystko ma wspolnego z brakiem malunkow gor w zbiorach impresjonistow? Po tej wspinaczce zrozumialam dlaczego sie w gory nie wybierali. Moze wyjatkiem byl van Gogh, ktory co prawda nie malowal samych gor, ale to co mu tanczylo przed oczyma choc achowcy mowia, ze to absynt a nie brak tleny w gorach, ale co oni tam wiedza. Ja jestem przekonana, ze  w czasie tej wspinaczki widzialam swiat tak samo jak go widzial Vincent.
Kenneth oczywiscie nie mial najmniejszych klopotow z aklimatyzacja. (Trzy lata temu role byly odwrocone, ja zaaklimatyzowalam sie blyskawicznie a on cierpial - z gorami nigdy nie wiadomo).





Nastepne kilka kilometrow przeszlismy bez wiekszych dramatow. Podziwialismy widoki, robilismy tone zdjec i cieszylismy sie cisza. O dziwo bylismy jedynymi osobami na szlaku. Czasami w czasie naszych wedrowek gadamy o wszystkim i o niczym, czesto jest mi latwiej rozmawiac z Kenusiem na trudne tematy jak jestesmy w Naturze, ale teraz szlismy glownie w ciszy, kazde z nas zanurzone we wlasnych myslach. Tak tez jest dobrze. 

O ile pierwsza czesc szlaku byla bardzo dla mnie zniechecajaca, o tyle czesc srodkowa pozwolila zapomniec o poczatkowych klopotach. Szlak tu byl o wiele latwiejszy, mniej kamienisty i nie wymagal wiele uwagi wiec moglam sie nieco zrelaksowac. No i zaczely sie piekne widoki.

O ile pierwsze kilometry byly bardzo zimne (kolo 5-6C) i lapki nam marzly o tyle po wyjsciu na gran slonce zrobilo sie bardzo mocne wiec wyciagnelam biala cienka koszule. Staram sie unikac kremow z blokada bo co raz czesciej widuje rezultay badan, ze nie tylko nie chronia one przed rakiem skory ale niektore skladniki aktualnie przyspieszaja podzial komorek rakowych. Cienka koszulka aktualnie niezle mnie oslania przed promieniami slonecznymi i wcale sie nie czuje w niej goraco. Kenneth natomiast ma znakomity podklad bo on przez caly rok spedza wiecej czasu na sloncu niz ja i nigdy sie nie spala.

Zanim sie podejdzie do szczytu jest malo cienia a samo podejscie jest w pelnym sloncu. Tu dopiero zaczyna sie przygoda. Szlak sie zweza a po obu stronach sa glebokie doliny. Zanim zaczelam wspinaczke musialam sie upewnic, ze nie bede tracila rownowagi. No glupio by bylo spasc. Glazy sa na szczescie bardzo szorstkie i nie ma na nich piachu. Troche wiec zalowalam, ze nie zalozylismy naszych butkow-rekawiczek, bo w normalnych butach aktualnie czulismy sie nieco niezgrabnie. 

Szczyt byl caly nasz. No dobrze, byly tam tez 'chipmunks'. Slownik twierdzi, ze to sie tlumaczy na wiewiorki, ale to mi jakos nie lezy. Chipmunks sa a wiele mniejsze (2-3 razy), maja paski wzdluz grzbietu i dosyc krotkie i wcale nie puszyste ogonki. Sa nieprawdopodobnie ciekawskie i kochaja jesc to co my jemy. Oczywiscie my staralismy sie nie zostawic nawet okruszkow, bo w koncu to sa dzikie stworzenia i nie powinny przyzwyczjac sie do naszego jedzenia.

Natomiast to co zatykalo dech to oczywiscie widoki. Po lewej stronie widac Half Dome. Sa na nim jakby dwie blizny idace do samego szczytu. Ta po prawej stronie to sa kable, po ktorych tyle razy sie wspinalismy. Po drugiej stronie doliny jest lysa gora. To jest North Dome, na ktorym bylismy nie tak dawno temu.

Po paru minutach pojawila sie na szczycie para, ktora wygladala na 60+ latek. Zrobilam im zdjecia z Half Dome w tle. Oni byli na wycieczce z plecakami, ok 80km i wlasnie wybierali sie w strone Half Dome z zamiarem wdrapania sie na szczyt nastepnego dnia. Byli ciekawi naszych wrazen z naszych wspinaczek wiec chetnie sie podzielilismy tym co wiedzielismy zapewniajac ich, ze to nie jest tak trudne jak sie wydaje. Mysle, ze ludzie, ktorzy daja rade przejsc kilkadziesiat kilometrow z ciezkimi plecakami w gorach dadza sobie rade na Half Dome.


Droga powrotna byla szybka. Mielismy tylko dwa strome podejscia no i to trudne kamieniste zejscie, ktore mnie tak wykonczylo na poczatku wycieczki.
Spieszylismy sie, bo w przenosnej lodowce czekala nas nagroda w postaci domowej pizzy. To jest rarytas, ktory robimy tylko na bardzo wyjatkowe okazje a 23km w wysokich gorach to chyba niezlay okazja wykret by sobie zjesc pizze. Kenneth i ja najbardziej lubimy pizze bardzo zimna, najlepiej z lodowki na drugi dzien. No i nasza lodoweczka utrzymala temperature w sam raz.  Przy samochodzie z dzika radoscia zdjelismy buty, wsadzilismy pojemnik z pizza do plecaka i poszlismy strumieniem do jeziorka Tenaya (Kenusia pomysl by nie isc ladem za co nasze stopki, jestem pewna, byly mu bardzo wdzieczne).

Posiedzielismy nad jeziorem dluzszy czas. Zebralismy sie tylko dlatego, ze nie bylo sygnalu a chcielismy pochwalic sie Jankowi naszym sukcesem i zapewnic, ze jestesmy cali i zdrowi, w co on zreszta nigdy nie watpi.

No to tyle o naszej wspinaczce. Bardzo zalowalismy, ze Janek nie mogl z nami pojechac. Planujemy nastepna wyprawe do Yosemite na poczatku pazdziernika, ale nie jest pewne, czy Kenneth bedzie mogl sie urwac. Tak to czasami bywa, ze nie zawsze mozemy wszystko robic razem ale nie narzekamy.