niedziela, 18 lipca 2010

Boso po swiecie

bUfam, ze mama natura zrobila co mogla bysmy byli dobrze dostosowani do naszego swiata. To wlicza nasze stopy, ktore Leonardo da Vinci nazwal cudem inzynierskiego projektu. Co robia z naszymi stopami buty? No niby nasze stopy chronia tylko nie jest jasne przed czym, bo przez pare milionow lat dawalismy sobie doskonale rade be reebokow i nike. Na dodatek im bardziej 'chroniace' buty tym czestsze urazy, co widac szczegolnie u biegaczy. 
Ja od kilku lat staram sie biegac w jak najprostszych butach, co znaczy z cieniutka podeszwa i duza iloscia miejsca dla palcow. Od pewnego czasu eksperymentuje z bieganiem na boso. I dlaczego nie moge sie po prostu przestawic na bose bieganie? Buty, choc proste ograniczaja swobodne poruszanie sie stopy i wiele miesni i sciegien nie majac okazji pracowac, slabnie. Na dodatek podeszwa stopy robi sie bardzo delikatna. Jak zdjelam buty do biegania po raz pierwszy i przebieglam moze ok kilometra, czulam jakby otworzyl sie przede mna nowy swiat. Obudzily sie we mnie sensy, ktorych nie czulam od dziecinstwa. Z dugiej strony czulam, ze moje lydki pracuja znacznie ciezej a i drobne miesnie i sciegna w stopach tez zaczely sie gimnastykowac. Od tamtego czasu sporo czytalam na temat biegania na boso i znalazlam ciakawe badania z uniwersytetu Harwarda, ktore wykazuja, ze czlowiek w obuwiu stapa o wiele mocniej w butach niz na bosaka. Co wiecej, im gubsza i bardziej sprezysta podeszwa tym ciezszy krok. Nasze nogi i mozg oczekuja kontaktu z twarda ziemia i jak ten kontakt jest,natychmiast wlaczja resory. W grubych butach ten sygnal jest opozniony wiec 'amortyzacja' sie wlacza juz po tym jak stopa w bucie wyladowala na ziemi - nieco za pozno.
No to tyle filozofowania. Za kazdym razem jak jestem w naturze staram sie chodzic boso chocby troche a ostatnio kilka razy poszlismy na szlak bez butow. No dobrze, z butami w plecakach. 
Niektore szlaki, te lesne, sa luksusowe, ubita ziemia, miekkie igliwie, wygladzone kamienie. Po takich moge isc kilometrami. Inne so nieco mniej przyjazne, ostre kamienie i szorstkie trawy. A najbardziej irytujace sa listki niektorych odmian kalifornijskich debow. Maja one kolce i jak spadaja to przysiegam zwijaja sie kolcami do gory. Sa to drzewa wieczno-zielone co dla mnie teraz znaczy tylko tyle, ze gubia liscie caly czas. Kolce sa malutkie ale zlosliwe. Na ostatniej bosej wyprawie podsmiewalam sie, ze po kilku krokach mialam nowa podeszwe z debowych lisci. 
Kenneth jest zaintrygowany tym co robie i, nigdy przeze mnie nie namawiany, chetnie sciaga buty. Jego stopy, jeszcze szybciej niz moje, adoptuja sie do nowego stylu zycia. Ja po paru kilometrach na kamienistym szlaku czuje, ze pracowaly. To jest zupelnie jak po dobrej sesji w silowni. Czuje miesnie i sciegna, o ktorych nie wiedzialam nawet, ze istnialy. Ciesze sie, bo to znaczy, ze sie wzmacniaja. Kenusia stopy nie pracuja tak ciezko i wydaje sie, ze tylko jego podeszwa musi sie nieco uodpornic. Moja skora na stopach, wbrew oczekiwaniom, nie stala sie zrogowaciala, ale sie zrobila jak zamsz, miekka i gladka. Ha! Bede mogla wyrzucic pumeks. Moja skora robi sie tez mniej wrazliwa co znaczy, ze moge przejsc trudniejsze szlaki i wieksze odleglosci. Zauwazam tez jak inny mam krok od tego w butach, jest krotszy i miekszy. Nie wale nogami w ziemie. Na nierownosciach moje stopy zwijaja sie jakby chcialy owinac sie wokol tej nierownosci. Tak chodzili moi przodkowie. Tak chodza i biegaja ludzie w bardzo tradycyjnych (nie znosze slowa 'prymitywnych') spolecznosciach i nie cierpia na platfusa, stawy bioder im sie nie zuzywaja choc wielu dozywa dlugich lat. 
Nasze wygody kosztuja nas sporo a my czesto nawet nie widzimy, czym je oplacamy.
Moze nie wyrzuce moich butow do kosza ale na pewno wzmocnie swoje stopy nie mowiac juz o tym jaka przy tym bede miala zabawe. Na naszej ostatniej wyprawie rowerzysta, ktory mknal dosyc szybko w dol, krzyknal, ze chyba zgubilismy buty. Ja odkrzyknelam, ze wlasnie ich szukamy a jakby on je znalazl to czy moglby nam je podrzucic.