niedziela, 2 stycznia 2011

Genialny pomysl Jasia


 Moj trening to na ogol biegi, cwiczenia z ciezarami, czasami maszyna eliptyczna lub wioslarska. Dzieki temu mam sporo sil w miesniach i serce pracuje niezle, ale po wszystkich tych cwiczeniach jestem sztywna. Zwale to raczej na wiek a nie na wrodzone lenistwo. Niby madrzy ludzie radza by po wysilku fizycznym rozciagnac miesnie i sciegna, ale czy ja slucham? Nie. Efekt tego jest taki, ze jestem gietka jak pret zeliwny. Niby dosiegne do palcow od nog ale by polozyc cale dlonie na podlodze bez zginania kolan to juz mowy nie ma.
Inny problem to poczucie balansu, ktore, jak mnostwo innych funkcji, z wiekem sie bardzo psuje. Kiedys moglam ustac na jednej nodze z zamknietymi oczyma praktycznie w nieskonczonosc, teraz ledwo dociagam do minuty a i to chwieje sie jakby ze wszystkich stron wial porywisty wiatr. 
Do listy dodam tez brak umiejetnosci zrelaksowania sie. Tego juz nie moge zwalic na wiek. Nigdy nie umialam sie rozluznic, ani na poziomie fizycznym, ani psychicznym. Jakis czas temu lekarz mi sprawdzal uszkodzone w stopie sciegno i prosil bym rozluznila miesnie lydki. No wiec myslalam, ze rozluznilam ale on twierdzil, ze nie. Zadne proby nie pomogly. 

Rozwiazaniem tych wszystkich problemow ma byc YOGA.

Jas, widzac jaka mam duza (czytaj zerowa) motywacje by pracowac nad swoja gietkoscia, zapisal mnie do klubu gdzie sa lekcje nie tylko roznych form yogi, ale tez i yogi w bardzo wysokiej temperaturze, kolo 40C, co, teoria twierdzi jest bardzo zdrowe bo oczyszcza organizm z toksyn (pot) i pomaga rozluznic miesnie i sciegna wiec zapobiega kontuzjom. Taka jest przynajmniej teoria.

Moja pierwsza lekcja byla w normalnej temperaturze a i tak ja skonczylam cala mokra. Po wstepnej, lagodnej rozgrzewce prowadzaca narzucila niezle tempo zmiany poz i po 90min balansowania, wykrecania mojego biednego szkieletu w precle bylam calkiem zmeczona. Ale z duma stwierdzam, ze nie zrobilam z siebie posmiewiska. Udalo mi sie utrzymac wiekszosc poz, choc chwialam sie na wszystkie strony.

Druga lekcja byla jak w saunie. O matko jedyna! Pod koniec 90-cio minutowej sesji w 40C temperaturze pot kapal z nogawek moich spodni, policzki mialam czerwone jakbym przebiegla 20 km i nie moglam sie oderwac o mysli o sniegu i lodzie. A po poltorej godziny pocenia sie na pewno nie zostalo we mnie ani jednej toksyny. Tym razem pozy byly inne i niektore bardzo dla mnie trudne. Naiwnie sie ludze sie, ze z czasem sie nieco wyrobie.

Werdykt? Moze ten pomysl Jasia byl nieco zwariowany, ale ja na pewno potrzebuje rozciagnac moje miesnie i sciegna. No a yoga w wysokich temperaturach nie jest az taka dziwaczna jak mi sie wydawalo jak pierwszy raz o niej uslyszalam kilka lat temu. W koncu wiele tradycyjnych kultur opiewa walory wypacania sie. Niektore szczepy Indian przed lowami obchodzily specjalne ceremonie w lazniach, sauny finskie znane sa na calym swiecie, Japonczycy i Turcy tez chetnie korzystaja z goracych lazni. Ja kilka razy probowalam saune, ale to wydawalo mi sie nieco nudne, bo jakos nie lubie siedziec bezczynnie wiec yoga rozwiaze problem nudow.

Po jakims czasie, jak w koncu nieco ostyglam, poczulam sie wyjatkowo dobrze.
Na nastepna sesje wzielam ze soba duzo wiekszy recznik a i ten byl caly mokry.