poniedziałek, 8 listopada 2010

Teatr

W zeszlym semestrze Kenneth zapisal sie na kurs teatru i tak mu sie ten kurs podobal, ze w tym semestrze postanowil kontynuowac. Poza cwiczeniami aktorskimi studenci musza zobaczyc przynajmniej jedna sztuke i napisac recencje. Nie sposob zdecydowac sie na tylko jedna sztuke, bo  zycie teatralne w naszej okolicy jest bardzo ciekawe wiec bywamy w teatrze czesto dzieki czemu odkrywamy ciekawe inscenizacje, niektore z bardzo skromnym budzetem. Czesto wrecz mi sie wydaje, ze im mniej pieniedzy tym wiecej trzeba imaginacji i talentu, tym ciekawsze przedstawienie.
W zeszlym tygodniu bylismy na sztuce wystawianej na Uniwersytecie Stanforda, "No Child". Tytul sztuki bierze sie z programu Busha, tak naszego bylego prezydenta, No Child Left Behind (Ani jedno dziecko nie zostanie z tylu - oj, cos to nie jest najlepsze tlumaczenie). Program polegal na wprowadzeniu dodatkowych egzaminow i testow, ktore mialy niby wykazac jak dobrze szkoly ucza. Szkoly, ktorych wyniki testow nie byly zadawalajace tracily pieniazki. Program okazal sie byc niewypalem a poziom szkolnictwa w kraju wcale sie nie poprawil. 
Przedstawienie to byl teatr jednego aktora. No dobrze, aktorow bylo dwoje, ale jeden pelnil mala role narratora. Glowna aktorka z wielkim talentem odgrywala szereg postaci: nauczycielki, uczniow, dyrektorki i innych nauczycieli. Poza nia, na scenie byly dwa krzesla - tylko tyle, a my przez poltorej godziny siedzielismy zauroczeni. Bo w teatrze jak w szkolnictwie, nie pieniadze sie licza tylko talent i solidna praca.
No a najwiekszym dla nas scenicznym wydarzeniem byl calodzienny maraton teatralny. Wczoraj zobaczylismy produkcje brytyjskiej grupy teatralnej, "The Great Game: Afghanistan" (Wielka gra: Afganistan). Jest to trylogia w 12 odcieciach o historii i obecnej sytuacji w Afganistanie widzianej przez oczy politykow, zwyklych ludzi, zolniezy, Afganczykow i czlonkow organizacji humanitarnych. To byla dla nas znakomita lekcja o tym skomplikowanym kraju, ktorego historie znamy tylko od sowieckiej inwazji. Sztuka nie podsuwa odpowiedzi tylko zacheca do rozmowy a rozmowe mozna prowadzic tylko jak sie wie o czym sie mowi. My niestety malo co wiemy o tym kraju i jeszcze mniej go rozumiemy. Nie wydaje sie niestety by politycy, ktorzy probuja decydowac o jego losach wiedzieli i rozumieli wiele wiecej.



Spedzilismy wiec w Berkeley prawie 12 godzin. Milosiernie miedzy przedstawieniami byly przerwy wiec moglismy cos przekasic i wymienic sie uwagami o tym co widzielismy. Dyskusje prowadzilismy jeszcze w drodze do domu juz kolo polnocy, ale wydaje sie, ze tematu do dalszych rozmow bedziemy mieli jeszcze na szereg dni. 

Jesli ta sztuka trafi do Polski to bardzo, bardzo goraco ja polecam.